15 01 2020

GALOPEM PRZEZ HISTORIĘ 80-LECIA


Przedstawiamy referat Andrzeja Szydlika o ludziach Służewca, przygotowany na ubiegłoroczne, wrześniowe Sympozjum, będące częścią obchodów jubileuszu istnienia warszawskiego toru.

Kategoria: W kraju
Napisał: folbluty

Jestem rówieśnikiem toru i świadkiem jego historii, a historię torów wyścigowych tworzą konie i ludzie. Właśnie ludziom takim jakich znałem i pamiętam, poświęcony jest ten tekst, oczywiście w połączeniu z ich sukcesami. Ale tor wyścigowy to również wielki teatr na wielotysięczną publiczność, gdzie aktorami na scenie, w tym zielonym entourage’u, są konie i jeźdźcy.

Na zdjęciu (od lewej): Marian Jednaszewski, Michał Molenda, Stanisław Stańczak i Stanisław Molenda. Fot. „Bomba w górę”.

W 1938 roku kiedy tor mokotowski zakończył swoją działalność, to prawie wszyscy na czele z dżokejami i trenerami przenieśli się na Służewiec, z całym bagażem swoich doświadczeń, rutyny i sławy. Otwarcie toru nastąpiło 3 czerwca 1939 roku, ale po zaledwie trzech miesiącach wojna zamknęła bramy Służewca aż na 6 lat. Wyścigi wznowiono 7 lipca 1946 roku i ponownie zajaśniały swoim blaskiem, czarem i urokiem.

Na zdjęciu: Derbista 1950 roku - ogier Good bye (GB) (Vigorous – Good Luck po Felicitation) hod. J.J. Bailward, z dżokejem Marianem Jednaszewskim i trenerem Józefem Doroszem. W latach 1952–58 Good bye był czołowym w SK Kozienice. Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Pierwsze lata to wielkie sukcesy trenerów koni pełnej krwi angielskiej: stonowanego i wyrozumiałego Józefa Dorosza, trenera pierwszego trójkoronowanego konia ogiera Ruch (1948r.) i derbisty z 1950 roku – ogiera Good Bye; Aleksandra Ustinowa byłego dżokeja płotowo-przeszkodowego stajni generała Władysława Andersa; zaawansowanego wiekiem, zawsze z laseczką Aleksandra Pacurko – autora sukcesu ogiera Gniew (Derby), czy ogiera Izan (Wielka Warszawska); Stanisława Kowalskiego – trenera konia 20-lecia ogiera Turysta (23 starty i 20 zwycięstw); cichego, powolnego i skromnego, pochodzącego z terenu Gruzji Konstantego Chatizowa, który doprowadził do zwycięstwa w Derby aż trzy konie – Dorpata, De Corte i Laryksa, a w Wielkiej Warszawskiej ogiera Narraganset.

Na zdjęciu: Trener Stanisław Kowalski i dżokej Marian Jednaszewski. Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Natomiast z ciekawym wydarzeniem kojarzy się nazwisko trenera SK Widzów, lekko kulejącego, podpierającego się laseczką Jana Paszkiewicza. Otóż trenowany przez niego ogier Sombrero wygrał Derby podczas oberwania chmury nad torem podczas gonitwy, co spowodowało, że konie pokonały dystans w czasie, który przeszedł do historii jako najsłabszy. W cztery lata później ogier Mister Tory tego samego trenera ponownie wygrywa Derby, ale już przy pięknej pogodzie i w czasie o 10 sekund lepszym (2’34”).

Na zdjęciu: Po zwycięstwie w Nagrodzie Rulera w 1955 roku piękna kasztanka Tarnawa (Pilade – Tarnina po Skarb) hod. SK Golejewko defiluje przed publicznością na bieżni toru służewieckiego, prowadzona przez trenera Aleksandra Pacurko i dżokeja Grzegorza Klamara. W macierzystej stadninie Tarnawa była znakomitą matką, dając m.in. Tarnogórę (po Aquino) i Taurowa (po Maranon). Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Arcyciekawą postacią toru był Stanisław Pasternak. Poważny, małomówny, przyjazny ludziom. Z jego nazwiskiem kojarzą się dwa niezwykłe wydarzenia. W początkach lat 60-tych było to trzykrotne z rzędu zwycięstwo ogiera Surmacz w Nagrodzie Prezesa Rady Ministrów (drugi w historii po ogierze Turysta) oraz wcześniejszy sukces ogiera Wizjer w Derby, w którym uczestniczyły najlepsze konie pod najlepszymi dżokejami z Czechosłowacji (Havelka, Borik, Merta) oraz niepokonana, piękna klacz Czarnogóra. Ale największą sensacja było to, że derbistę dosiadał Marian Krysiak, który tym samym wygrał setną gonitwę i został dżokejem.

Na zdjęciu: Dekoracja ogiera San Thiago (De Corte – Sandbank po Brantome) kaszt. ur.1959 r. Od prawej - dżokej Jerzy Jednaszewski, trener Konstanty Chatizow, hodowca Maciej Świdziński (SK Golejewko) i dyrektor Państwowych Torów Wyścigów Konnych dr Henryk Harland. Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Tę sensację przebiła wiele lat później jeszcze większa. Otóż w 2003 roku dżokej Jerzy Ochocki zwycięża w Derby na ogierze Joung Islander tysięczną gonitwę i staje się członkiem elitarnego Klubu 1000.

Na zdjęciu: Dżokej Jerzy Ochocki na trzyletnim ogierze Adrar (Dakota – Afryka po Mehari) hodowli SK Golejewko wygrywa Nagrodę Warszawy podczas Międzynarodowego Mityngu Krajów Demokracji Ludowej w Berlinie w 1984 roku. Po karierze wyścigowej Adrar był reproduktorem w Niemieckiej Republice Demokratycznej.

Takich jeźdźców w historii jest tylko jedenastu. Na czele znajduje się Mieczysław Mełnicki z 1662 zwycięstwami, przed Jerzym Ochockim, Walentym Stasiakiem, Januszem Kozłowskim, Kazimierzem Jagodzińskim, Piotrem Piątkowskim, Wiaczesławem Szymczukiem, Stanisławem Pasternakiem, Tomaszem Dulem, Albinem Rejkiem i Aleksandrem Reznikovem.

Na zdjęciu: Dwuletnia Scytia (Euro Star – Secesja po Antiquarian) hod. SK Widzów pod dżokejem Albinem Rejkiem zwycięża w Nagrodzie Sofii podczas Międzynarodowego Mityngu Krajów Demokracji Ludowej w Berlinie w 1984 roku. W stadzie Scytia dała tak dobre konie, jak Secemin (po Rutilio Rufo) i Scyris (po In Camera).

Często znakomici dżokeje mają specyficzne pseudonimy nadane im przez środowisko wyścigowe bądź przez sympatyków ich talentu lub z innych przyczyn. Pamiętam jak publiczność przez lata czule dopingowała mistrza bata, bojowego i zadziornego w jeździe dżokeja Walentego Stasiaka, wołając „dawaj, dawaj Waluś”. Znamienny w jego karierze był rok 1953. Podczas Międzynarodowego Mityngu Krajów Demokracji Ludowej, dosiadając ogiera Dorpat, stoczył kapitalną, zwycięską walkę w Nagrodzie Moskwy z bardzo mocnym ogierem Charkow, którego dosiadał super czempion – radziecki dżokej Nikolai Nasibow. Tysiące ludzi szalało z radości, a radość miała jeszcze podtekst polityczny. Znakomitego dżokeja Kazimierza Jagodzińskiego dopingowano „dawaj, dawaj Jagoda”, podobnie jak Władysława Biesiadzińskiego – „dawaj Biesiada”. Doping dla Tomasza Dula pięknie się rymował – „dawaj Dulu – toru królu”, podobnie jak dla Stanisława Sałagaja – „dawaj, dawaj Sałagaj”. Arkadiusza Goździka – dżokeja o specyficznym stylu jazdy, zawsze pewnego swoich racji dopingowano „dawaj Aldek” bądź „dawaj Papiak”, a jego kapitalna taktycznie jazda w Derby (1958) na og.Cedric, kiedy pokonał wielkiego faworyta Issosa, do dziś jest komentowana.

Na zdjęciu: Wówczas kandydat dżokejski Arkadiusz Goździk z derbistą 1958 roku trenowanym przez Aleksandra Falewicza ogierem Cedric (Aquino – Cedra po Bozzetto) hod. SK Kozienice. Fot. „Bomba w górę”.

Dżokej Mieczysław Mełnicki miał aż trzy pseudonimy. Pierwszy z racji mocno ciemnej karnacji – „Cygan”, z racji wzrostu – „Cycol” i „Miki Melniki” – na zachodzie Europy. W 1993 roku Derby wygrywa ogier Durand pod szczuplutkim, drobniutkim, lekkim jak piórko starszym uczniem Mirosławem Pilichem, co było nieprawdopodobną niespodzianką. 

Na zdjęciu: Mirosław Pilich po zwycięstwie w Derby 1996 roku na ogierze Wonderful (Most Welcome – Wallah Wassl po Great Nephew) hod. Drei W Stud Farms.

Dodać należy, że starszy uczeń pokonał całą polską czołówkę dżokei, na czele z Tomaszem Dulem, Piotrem Piątkowskim, Albinem Rejkiem, Bolesławem Mazurkiem, Rumenem Ganczewem–Panczewem czy Januszem Kozłowskim. Od tej chwili publiczność dopingowała go bardzo ciepło, wołając „dawaj Miruś”. Natomiast niezwykle spokojny i pracowity Stanisław Karkosa – zwycięzca Derby na ogierze Diablik (1988, tr Ludwik Buidens) i na półkrwi klaczy Arabella (1975, tr Dorota Kałuba) miał pseudonim „Foka”, ponieważ jedyny w gronie dżokei miał wąsy.

Na zdjęciu: Stanisław Ziemiański z wnukiem Krzysztofem przed domem na warszawskim Służewcu, 1959 rok. Na drugim planie - koń. Fot. FB/ Stajnia Niespodzianka - trener Krzysztof Ziemiański.

Nowe dekady kreowały nam nowych bohaterów, którzy kontynuowali wielką historię toru, jak na przykład rodzina Ziemiańskich. Dziadek Krzysztofa – Stanisław był znakomitym jeźdźcem płotowo-przeszkodowym, brał udział w Wielkiej Pardubickiej. Tam też wygrał bardzo trudną gonitwę przeszkodową na ogierze Polish Solloway. Był również dżokejem koni własności generała Władysława Andersa. Później został trenerem, a jego największe sukcesy, to m.in. zwycięstwa w Nagrodach Liry (Oaks), Rulera i Sac-a-Papier (4800m), który to wyścig wygrał ogier Dotti w 1954 roku – a do dziś figuruje jako rekordzista toru na dystansie 1800 metrów (1’49”)!

Na zdjęciu: Runda honorowa na służewieckim padoku - po zwycięstwie w Nagrodzie Ministerstwa Rolnictwa (w 1977 roku) niepokonanego dwulatkiem w 4 startach (w tym także Mokotowskiej) ogiera SONG (Balustrade – Sarolta po Dorpat) kaszt. ur. 1975, hod. SK Widzów prowadzą trener Bogdan Ziemiański i dżokej Stanisław Sałagaj. Trzylatkiem Song wygrał Criterium. Fot. FB/ Stajnia Niespodzianka - trener Krzysztof Ziemiański.

Jego syn Bogdan karierę jeździecką rozpoczął w wieku 16 lat i zakończył ją z wielkimi sukcesami, m.in. trzykrotne zwycięstwo w Nagrodzie Liry (Oaks), wygrana w Ministerstwa Rolnictwa i Derby na ogierze Atarax i Arabskie Derby na klaczy Prowarda – łeb w łeb z ogierem Branibor oraz na ogierze Sabbat. Później został trenerem, osiągając jeszcze większe sukcesy, na które składają się m.in. wielkie wygrane w pozagrupowych gonitwach m.in. Duplikata, Sycowa, Songa, Dżudo, Vilniusa czy arabskiej derbistki Saszetki, jak również ogiera Millennium w Nagrodzie Europy. Bogdan Ziemiański był trenerem wyjątkowym. Niezwykle punktualny w pracy, obowiązkowy i wymagający, surowy w stosunku do pracowników, ale sprawiedliwy i przeuroczy towarzysko, nie ujmując innym trenerom. Nie znałem i dotąd nie znam trenera, który by tak kochał i szanował konie jak właśnie On!

Na zdjęciu: Runda honorowa zwycięzców Nagrody Syreny 1996. Dżokej Tomasz Kluczyński, czteroletni ogier Tripolis (Saphir – Teoria po Akcept) hod. SK Iwno i trener Krzysztof Ziemiański.

Wielkie sukcesy, ale już tylko trenerskie odnosi najmłodszy potomek rodziny, wciąż aktywny zawodowo Krzysztof, który przebił osiągnięciami dziadka i ojca, zdobywając wszystko, co najważniejsze w polskich wyścigach, na czele z trzykrotnym sukcesem w Derby, w tym z doprowadzeniem do zdobycia „potrójnej korony” og. Intens (2011) i og.Fabulous Las Vegas (2018).

Na zdjęciu: Zwyciężczynię Derby dla koni arabskich w 1972 roku – kasztanowatą klacz Sasankę (Almifar – Santa po Czort) hodowli SK Janów Podlaski podczas dekoracji po gonitwie prowadzą przed publicznością dżokej Ludwik Buidens i trener Marian Kucharski. Fot. Mirosław Iringh.

W pierwszych i dalszych powojennych latach udanie prezentowały się wyścigi dla koni czystej krwi arabskiej i półkrwi. Arcymistrzami w tej pracy okazali się Jan Ligocki, Wiktor i Marian Raniewiczowie, Antoni Sulik, Franciszek Lipiński, Antoni Puchalski zwany „Pućką”, Marian Kucharski, Jan Olejnik, Eugeniusz Matczak, Jan Kasprzak, Karol Chomicz, Stanisław Bryk oraz Stanisław Stefanowski, Stanisław Głowacki, Stanisław Dylik, Mieczysław Żuber, Stanisław Stańczak – później również trenerzy koni pełnej krwi angielskiej z dużymi osiągnięciami.

Na zdjęciu: Świetni dżokeje i trenerzy (od lewej) – Mieczysław Żuber, Bogdan Ziemiański i Stanisław Molenda. Fot. Edyta Twaróg – „Bomba w górę”.

Galopując dalej przez historię, dochodzimy do kolejnych nazwisk znakomitych trenerów czy dżokei, którzy po zakończeniu kariery jeździeckiej z powodzeniem odnaleźli się w pracy szkoleniowej. Wielkie postacie to Michał i Zenon Lipowiczowie (ojciec i syn), a z nimi związane są m.in. sukcesy ogierów Sombrero i Hippiasz (Derby) oraz Issos (Wielka Warszawska), czy klaczy czystej krwi arabskiej Sabellina; Leon Chatizow (syn Konstantego) – autor zwycięstw między innymi Ataraxa i Trabanta w Derby, Tataraka w Rulera, Crossa w Nagrodach Iwna i Wielkiej Warszawskiej; energiczny Józef Paliński z triumfami Dipola w Rulera, Derby, St.Leger i Wielkiej Warszawskiej, Sinaji, Otmara i Solozzo w Derby. Nie sposób zapomnieć zjawiskowego galopu w Wielkiej Warszawskiej og.Dixieland pod dżokejem Romanem Maciejakiem, a także Sonory czy Crossa, którego sam dosiadał.

Na zdjęciu: Dżokej Czesław Rajewski i trener Józef Paliński defilują po padoku z klaczą Vanessa (Saragan – Viola po Surmacz) hod. SK Kozienice po sukcesie w St.Leger w 1978 roku. Dzielna klacz wygrała też Nagrodę Pragi na Mitingu Krajów Demokracji Ludowej w Warszawie, a w macierzystej stadninie dała m.in. kapitalnego ogiera Vilnius (po Parysów). Fot. Darosław Kędzierski.

Nieco wcześniej mocnym uderzeniem wchodzi do gry trener Mirosław Stawski, a jego czołowe gwiazdy jak „trójkoronowane” Solali i Krezus, którego rekord toru na 2400m trwał i trwał w nieskończoność, Troll (St.Leger), czy Novara (Oaks, Wielka Warszawska) jaśnieją do dziś.

Na zdjęciu: Dżokej Bolesław Mazurek i trener Mirosław Stawski podczas rundy honorowej z ogierem Troll (Saragan – Trylogia po Mehari) hod. POHZ Chojnów po zwycięstwie w St. Leger w 1982 roku. Fot. „Bomba w górę”.

Równie piękną kartę w historii toru zapisali inni trenerzy. O niebiańskiej cierpliwości, niezwykłej dobroci Stefan Michalczyk, przy którego nazwisku wystarczy napisać imię jednej klaczy – Demona, aby ocenić klasę trenera, a wynik w Derby sprzed 55 lat jest do dziś i prawdopodobnie jeszcze długo będzie nieosiągalny – zwyciężyła Demona przed Geroną tego samego trenera i hodowcy!!!

Na zdjęciu: Trener Stefan Michalczyk z synem, legendarną klaczą Demona (Masis – Dziwożona II po San II) hod. SK Moszna i dżokejem Mieczysławem Mełnickim. Fot. „Bomba w górę”.

Następny to Piotr Czarniecki, wielki pasjonat i znawca światowych wyścigów. Na Służewcu doprowadził do świetnych wyników m.in. Mokosza, który zdobył „potrójną koronę”, Becky Princess (Oaks), Wolarza (St.Leger), czy derbistów czystej krwi arabskiej – Egisa, Sarmację, Emaela i Batyskafa.

Na zdjęciu: Runda honorowa po zwycięstwie w Wielkiej Warszawskiej w 1997 roku trzyletniej klaczy Zagara (Dixieland – Zana po Seal) - dżokej Józef Gęborys, trener Maciej Janikowski oraz hodowcy i właściciele Grzegorz Kaczmarek i Andrzej Żbikowski. 

Nie zakończył jeszcze wspaniałej kariery Maciej Janikowski – autor zwycięstw gigantów 80-lecia, m. in. dwóch „trójkoronowanych” Czerkiesa i Va Banka, następnych dwóch derbistów Chrystona i Montbarda, oaksistek Zagary, Szanty i Magenty oraz czterech derbistów czystej krwi arabskiej – niepokonanego Europejczyka, Wilczura, Sarenki i Dragona.

Na zdjęciu: Zwycięzcy Wielkiej Warszawskiej w 1974 roku – dżokej Stanisław Dzięcina, ogier Kasjan (Saragan – Kasjopea po Aquino) hod. SK Golejewko i trener Andrzej Walicki. Ten sam tercet wcześniej w sezonie święcił triumf w St.Leger w Wiedniu na torze Freudenau. Fot. „Bomba w górę”.

Świetne wyniki przez dekady osiągali w roli dżokei, a później trenerów Stanisław Dzięcina i Stanisław Sałagaj. Pierwszy o pseudonimie „Dzięcioł”, bo tak popularnie go nazywano, nie miał odpowiednich warunków fizycznych. Jak na jeźdźca był wysoki, ale uparty i dążący do wyznaczonego celu. Pomagały mu w tym bieg, rower, sauna i skakanka. Wielu fachowców zastanawiało się, jak on to robi, że na koniu arabskim czystej krwi ma tak ładną sylwetkę? Dosiadając Dipola wygrywa Rulera, Derby, St. Leger i dokłada jeszcze sukces w Wielkiej Warszawskiej, którą zdobywa później również na Kasjanie. Na Monaco zwycięża w Prezesa Rady Ministrów, na klaczy  Sarolta w Wiosennej, w arabskim Oaks na klaczy Kantaryda, a w Porównawczej na ogierach Granat i Frajter (tr Antoni Puchalski). Jeszcze większe sukcesy osiągnął będąc trenerem, m.in. w Derby zwyciężyły Iranda, Skunks i Demon Club, w St. Leger - Da score, Akcept i Juror, w Rulera – Iranda, Skunks, Demon Club, Ivomec, Naredo i Imma, w Wielkiej Warszawskiej – Iranda i Jarabub, a w Oaks – Norika, Jacaranda, Jurnea i Diamina.

Na zdjęciu: Trener Stanisław Sałagaj, trzyletnia Upsala (Who Knows – Uferschwalbe po Zigeunersohn) hod. POHZ Chojnów i dżokej Rumen Ganczew-Panczew – triumfatorzy m.in. Rulera, Oaks i Wielkiej Warszawskiej w 1993 roku.

Drugi – Stanisław Sałagaj to niewątpliwie „historyczna postać” i wielki talent dwóch profesji. Podobnie jak inni wybitni dżokeje i on miał kłopoty z wagą. Przyjechał na Służewiec w wieku 14 lat i całe swoje chłopięce oraz dorosłe życie, które go jednak nie rozpieszczało, poświęcił koniom. Nikt inny w karierze jeździeckiej nie doznał tylu kontuzji, a do niemal ostatnich chwil swojego życia przyjeżdżał na tor. Miał twardy charakter i ogromną siłę woli, co pozwoliło mu osiągać wielkie sukcesy. Wygrywał m.in. na Duplikacie i Czubaryku w Prezesa Rady Ministrów, na Ortonie i Irandzie w Rulera, na Calvadosie, Akcepcie i Dżudo w St.Leger, na Osterze w Oaks, na Songu w Criterium, na Jaspisie w Iwna, na Trabancie, Osterze i Sartonie w Ministerstwa Rolnictwa. Do tego na koniach czystej krwi arabskiej zwyciężał w Oaks na Cerkarii i trzykrotnie w Porównawczej na klaczach Orla, Algoa i Orgia. W karierze trenerskiej miał jeszcze większe sukcesy, a zapracowały na to wygrane m.in. Prezesa Rady Ministrów (Dietmar), Rulera (Omen, Upsala), St. Leger (Omen, Dietmar, Silencio), Oaks (Upsala, Susy), Ministerstwa Rolnictwa (Omen, Świtezianka, Magnum), Iwna (Dyktator, Tanamera), Criterium (Terencja, Tanamera), Wielka Warszawska (Omen, Dietmar, Upsala). Był sześć razy wybierany Trenerem Roku i miał jeszcze jeden mało znany talent – fantastyczne zdolności imitatorskie, a przy tym jak nikt inny celnie nadawał wspominane do dziś pseudonimy.

Na zdjęciu: Jerzy Jednaszewski i Stanisław Molenda. Fot. Mirosław Iringh.

Przez wiele lat arcyciekawą rywalizację o prymat toczyli: spokojny w ocenie, o analitycznym spojrzeniu na wyścig trener Stanisław Molenda, który wraz ze swoim stajennym dżokejem Jerzym Jednaszewskim potrafił godzinami szukać przyczyn porażki, jak również dlaczego doszło do sukcesu, z młodym absolwentem zootechniki, o którym żartobliwie mówiono, że więcej czasu spędza w stajni niż w domu, Andrzejem Walickim – do dziś aktywnym zawodowo trenerem.

Pierwszy, były jeździec, obejmując nową funkcję miał dobre podstawy, ponieważ nauki pobierał od ojca Michała znakomitego trenera. Niebywałe sukcesy przyszły szybko i były bardzo spektakularne. Wyczynem na europejską skalę było sześciokrotne zwycięstwo w Derby w ciągu dziewięciu lat!!! Dokonały tego Humbug w 1962r., jego pełny brat Hubert w 1963r, Epikur w 1965r., Erotyk w 1968r., Kadyks w 1969r. i Taormina w 1970r. Poza nimi Derby wygrywały jeszcze Dargin, Neman i Bachus. Natomiast w Wielkiej Warszawskiej triumfowały w latach 1967-70 Dolores, dwukrotnie Erotyk oraz Driada, a później jeszcze Dargin, Dej i Dersław. W pozostałych poważnych próbach wielokrotnie pierwszym rozgrywającym był również Stanisław Molenda. W konkurencji międzynarodowej za największy sukces uważał zwycięstwo Nemana w Derby Austrii. Ostatnim koniem, który tam wygrał był Intrygant w 1908 roku!

Na zdjęciu: Zwyciężczynię Derby 1971 klacz Daglezja (Negresco – Dracena po Hirohito) hod. SK Golejewko prezentują publiczności autorzy jej sukcesu – dżokej Vasile Hutuleac i trener Andrzej Walicki. Fot. Mirosław Iringh.

Drugi, szalenie ambitny, pracowity, po odbyciu aspirantury trenerskiej, karierę rozpoczął w 1969 roku zwycięstwem ogiera Sygnał we Wrocławiu, a w Warszawie również hodowli SK Widzów og. Szpon, którego dosiadał praktykant dżokejski  Jan Filipowski, a eksplozja jego niezwykłego talentu nastąpiła bardzo szybko. W 1971 roku klacz Daglezja zwycięża w Derby. Później jeszcze 12 razy zdobył „błękitną wstęgę” – Konstelacja, Kosmogonia, Korab, Aksum, Kliwia, Wonderful, Dancer Life, Dżesmin, San Moritz, Patronus, Greek Sphere i Nemezis oraz Korab w Wiedniu. W Wielkiej Warszawskiej Andrzej Walicki zwyciężył 10 razy (Daglezja, Kasjan, Księżyc, Kesar, Kliwia i San Luis po 2 razy, Patronus, Greek Sphere), 13 razy w St.Leger (Monaco, Korab, Księżyc, Aksum, Amman, Kabaret, Dancer Life, Królowa Gwiazd, Dżesmin, San Luis, San Moritz, Kardinale, Kundalini), Prezesa Rady Ministrów 12 razy (Doryant, Sapporo, Dracedion, Monaco, Negros, Korab, Księżyc, Solozzo, Kliwia, San Luis, Nitisara, Kardinale), 10 razy w Nagrodzie Liry (Oaks) (Marsala, Konstelacja, Nancy, Nursja, Karina, Kalifornia, Czerwona Róża, Princess of Leone, Kundalini i Nemezis). Do tej plejady zwycięstw dodać jeszcze należy wiele innych gonitw pozagrupowych, w tym Derby dla koni czystej krwi arabskiej – Kabaret, Minos i Padus. Summa summarum na jego koncie jest 2327 wygranych gonitw!!!

Te lata kreują inne wyjątkowe osobowości dżokejskie, jak Józefa Gęborysa, Jerzego Ochockiego, Janusza Kozłowskiego, Wiaczesława Szymczuka, Arkadiusza Goździka, Romana Maciejaka, Piotra Piątkowskiego czy Bolesława Mazurka – autora niezwykłego wyczynu z 1977 roku. W jednym dniu wygrał Derby na klaczy pełnej krwi angielskiej Konstelacja i dla koni czystej krwi arabskiej na ogierze Kabaret tego samego trenera Andrzeja Walickiego.

Na zdjęciu: Dżokej Anton Turgaev i trener Bolesław Mazurek podczas rundy honorowej na służewieckim padoku prowadzą klacz czystej krwi Sarah (Santhos – Sinjah po Eskan) hodowli Damis BT po zwycięstwie w Derby dla koni arabskich w 2008 roku. Fot. Tomasz Celmer.

 

Na zdjęciu: Dżokej Janusz Kozłowski na ogierze Jaguar (Parole Board – Jasna po Negresco) ur. 1979, hod. SK Moszna na służewieckim padoku przed zwycięstwem w Nagrodzie Bukaresztu podczas Międzynarodowego Mityngu Krajów Demokracji Ludowej w Warszawie w 1983 roku.

Jednak największe zainteresowanie skupiały trzy nazwiska. Przybyłego z Pomorza Mieczysława Mełnickiego, który najpierw trafił do Wrocławia na Partynice, a później do Warszawy na Służewiec, gdzie w 1958 roku został dżokejem. Przez dekady prezentował kapitalny refleks, odwagę, skuteczny, silny posył, wyborną technikę i niesłychaną waleczność. Posiadał i potrafił wykorzystać znakomite warunki fizyczne. Zwyciężył wielokrotnie we wszystkich najważniejszych gonitwach i osiągnął wiele sukcesów za granicą na koniach polskiej hodowli. Ale jedno osiągnięcie w jego karierze było „extra ordinaire”. Otóż w ciągu trzech tygodni wygrał Derby w trzech stolicach – w Pradze na Jurorze, a w Wiedniu i Warszawie na Nemanie. Nie bez kozery mówiło się o nim, że nikt inny jak tylko on potrafił zwycięstwo „wyrwać z ognia”, a ludzie przychodzili jak do teatru oglądać jego występy.

Na zdjęciu: Jerzy Jednaszewski i Mieczysław Mełnicki. Fot. „Bomba w górę”.

Następny Jerzy Jednaszewski miał nieco inny życiorys. Od samego początku był przyuczany przez ojca Mariana – znakomitego dżokeja, zwycięzcę Derby na og.Piano w 1937r. i na og.Good Bye w 1950r., czy na og.Turf w Wielkiej Warszawskiej – do zawodu dżokeja. Obydwaj mieli trudności z utrzymaniem odpowiedniej wagi. Ojciec ćwiczył nawet zapasy u mistrza świata Władysława Pytlasińskiego, a syn dużo biegał, jeździł na rowerze, zimą na nartach, a nawet boksował. Młody „Jerzyk”, jak popularnie go nazywano, wychowany był w rodzinie, która pielęgnowała kult Marszałka Józefa Piłsudskiego i tak się nawet złożyło, że chodził do szkoły „przy Belwederze”, którą opiekowała się żona Marszałka, a we wczesnej młodości przyjaźnił się z synem wielkiego polskiego lotnika Franciszka Żwirko. Od samego początku był profesjonalistą w każdym calu. W swoim zachowaniu niezwykle komunikatywny i afirmujący życie. Był ulubieńcem publiczności, z którą miał znakomity kontakt. Ten doskonały technicznie i taktycznie dżokej posiadał cudowne „czucie konia”, trafnie oceniał jego możliwości w wyścigu, a niektóre z jego zwycięstw w kraju i za granicą są do dziś wspominane. Przez wielu fachowców oceniany był jako jeden z najlepszych dżokei europejskich lat 70-tych. Wizytówką jego talentu były niezapomniane, odważne taktycznie i piękne stylowo zwycięstwa w Derby, szczególnie z miejsca do miejsca (!) na Kadyksie, czy równie pięknie na Epikurze, Taorminie, Pearym i Darginie. W pozostałych wielkich gonitwach był także rozgrywającym: 8 razy w Nagrodzie Prezesa Rady Ministrów – na Bohaterze, dwa razy z rzędu na Surmaczu, Dorwidzie, Rangunie, Esculapie i Tarczynie, 9 razy w Wielkiej Warszawskiej - na Pearym, Issosie, Surmaczu, Donnie Aqui, Jurysdykcji, Dolores, Driadzie, Darginie i Dersławiu, 5 razy w St.Leger – na Issosie, Crossie, Kadyksie, Taorminie i Bostelli, na której w 1971 roku wygrał w Kolonii nagrodę Robert Pferdemenges Rennen, co było niesamowitą sensacją, 6 razy w Liry (Oaks) – na Depresji, Solance, Jurysdykcji, Tarnogórze, Dolores i Esperanzy. Osiągnął również duże sukcesy w konkurencji międzynarodowej w Polsce i innych krajach europejskich, w szczególności w Niemczech, gdzie był na kontrakcie i dwukrotnie z rzędu zwyciężył na og.Windwurf w jednej z najważniejszych gonitw w Europie – Preis von Europa, a gratulacje po wyścigu składał mu Prezydent RFN Walter Scheel. Na pytanie Prezydenta, gdzie się tak pięknie nauczył jeździć, odpowiedział – w Polsce, w Polsce Panie Prezydencie.

Na zdjęciu: Tomasz Dul. Fot. Edyta Twaróg – „Bomba w górę”.

Kolejny z tej trójki Tomasz Dul, dżokej o „aksamitnej ręce” charakterologicznie nieco inny od pozostałych. Emanował spokojem, był bardzo życzliwy i chętny do pomocy innym ludziom. W tym co robił był prawdziwym „maestro”. W używaniu bata dobrze wiedział jak i kiedy go użyć, i jak nikt inny potrafił wygrać gonitwę, w której orzeczenie sędziego na celowniku brzmiało „bardzo łatwo o łeb”. Imponował kapitalnym, eleganckim „siadem” na koniu w gonitwie, widział w niej wszystko i reagował adekwatnie do sytuacji i możliwości konia. W 2000 roku wygrał 139 gonitw i doprowadził jedyną w historii klacz Dżamajkę do zdobycia „potrójnej korony”, w tym w rekordowej stawce 20 koni w Derby. Wygrał również na Krezusie w czasie, który był bardzo długo rekordem toru, Mustafie, Arcticu i Montbardzie. W kolekcji jego osiągnięć jest wiele innych niezapomnianych zwycięstw, jak w Wielkiej Warszawskiej na Novarze, Arcticu i Dżamajce, w St.Leger na Krezusie, który w ten sposób został „trójkoronowanym”, w Rulera również na Limaku i Domarcie, w Prezesa Rady Ministrów na Novarze, trzy razy z rzędu na Szarlatanie oraz na Delano i Mystery, w Liry (Oaks) na Novarze, Daxi, Dagharze, Dżamajce i Królowej Śniegu. Wielkie zwycięstwa osiągał także na koniach czystej krwi arabskiej – Derby na Druidzie i dwa razy na tym samym koniu Nagrodę Europy, ale też na Savvannah, czy w Oaks również na Savvannah i Emanueli.

Na zdjęciu: Dr Aleksander Falewicz, dżokej Jerzy Jednaszewski, dyrektor PTWK Stanisław Kurowski, trener Stanisław Molenda i klacz Bostella po zwycięstwie w St.Leger w Wiedniu na torze Freudenau w 1971 roku. Fot. Erwin Hänel.

Historię toru tworzyła także ciekawa, odważna i utalentowana grupa jeźdźców płotowo-przeszkodowych o cenionych nazwiskach. Dr Aleksander Falewicz, Leszek Strzałkowski, Leon Chatizow, Zenon Lipowicz, czy Zbigniew Zając, Wacław Michalczuk, Kazimierz Grzanka, Kazimierz Dejner, Bernard Rode, Stefan Sikorski, Zygmunt Olszta, Aleksander Gawron, Józef Wesołowski, Kazimierz Szyszkowski, Stefan Bigus, Józef Siwonia, Kazimierz Bocer, Tadeusz Sadowski. Z tego zacnego grona nadal aktywny w tego typu wyścigach jest Zdzisław Lica, który jako jedyny po wojnie wygrał 100 gonitw.

Na zdjęciu: Kazimierz Wojnarowski z ogierem Doryant (Negresco – Dracena po Hirohito) ur.1967 r., hod. SK Golejewko. Po świetnej karierze torowej Doryant okazał się cennym reproduktorem. Fot. „Bomba w górę”.

Osobna karta toru to koniuszowie (kiedyś nazywali się starszymi stajennymi), którzy od wczesnego rana do późnego wieczoru związani byli ze stajnią. Ich praca miała bardzo wymierne efekty i oceniana była i jest bardzo wysoko przez trenerów. Wielu z nich, jak Jan Konieczny (były dżokej), Bernard Rode zwany popularnie „Benkiem”, Aleksander Gawron, Kazimierz Dejner, Zbigniew Pernak, Zbigniew Dudek, Stefan Sibiński, Kazimierz Wojnarowski, Michał Żurek, Wojciech Olkowski, Zdzisław Borkowski czyli „Karol”, Mieczysław Dąbrowski byli i są z wielkim szacunkiem i uznaniem wspominani, a na przykład Marek Zawada nadal pełni w stajni tę funkcję.

Na zdjęciu: Stefan Sibiński.

Niektórzy, jak Adam Turczyn czy Józef Siwonia próbowali swoich sił w zawodzie trenerskim. Ten drugi osiągnął ogromne sukcesy. Zwycięstwo Night Expressa i Hipolinera w Wielkiej Warszawskiej, Da Xiana dwa razy z rzędu w Criterium, Green Maestro pięć razy z rzędu w Syreny, Hipolinera w Iwna, Rulera i trzy razy w Prezesa Rady Ministrów, w tym dwa razy z rzędu, a w Wiosennej Donny Grafii i Summer Lane.

Na zdjęciu: Dżokej Roman Maciejak i trener Józef Siwonia podczas rundy honorowej z ogierem Gere (Graf – Girl po Dakota) hod. Edyty Naziębło po zwycięstwie w Nagrodzie Strzegomia w 1997 roku.

W ostatnich dekadach do walki o najwyższe trofea włączyli się Marek Nowakowski (były dżokej), który doprowadził m.in. do dwukrotnego z rzędu sukcesu w St.Leger og.Camerun (również pierwszy w Wielkiej Warszawskiej i Prezesa Totalizatora Sportowego), og.Temperament do zwycięstwa w Sac-a-Papier, a kl.Treserka do wygranej w Liry (Oaks), a także Sławomir Walotek z triumfami og.Country Club w Derby, og.Galileo w St.Leger, kl.Donna Polonia w Rzeki Wisły i og.Kishan dwa razy z rzędu w Nagrodzie Europy, Ofira i Michałowa. Później swoją znaczącą obecność zaznaczyła średnio młoda generacja trenerów, z Adamem Wyrzykiem na czele. Jego zwycięstwa m.in. w Derby, Rulera, Wielkiej Warszawskiej, Liry (Oaks), Prezesa Totalizatora Sportowego (dawniej Prezesa Rady Ministrów) mają ogromny ciężar gatunkowy. Zadziwiają postępy Wojciecha Olkowskiego - triumf og.Bush Brave (trzynasty „trójkoronowany” 80-lecia) oraz zwycięstwa w Wielkiej Warszawskiej, Iwna, czy Mokotowskiej wystawiają mu znakomite świadectwo. Uznanie budzą osiągnięcia pozostałych trenerów. Macieja Jodłowskiego i jego piękne sukcesy w Criterium, Soliny, Strzegomia, Mokotowskiej (trzy razy), czy Al Khalediah Poland Cup. Michała Romanowskiego – jednego z najmłodszych trenerów w Europie, który wygrał Derby (Kamerdyner w 2006 roku) i wygrane w Ministra Rolnictwa, Efforty, Cardei, czy szereg sukcesów w gonitwach dla koni arabskich czystej krwi. 

Na zdjęciu: Nagrodzeni zwycięzcy Wielkiej Warszawskiej 2005 roku – (od lewej) trener Andrzej Walicki, dżokej Piotr Piątkowski, właściciel Tomasz Pawłowski i hodowca Jarosław Koch. Gonitwę wygrał 6-letni ogier San Luis (Dixieland – Santa Monika po Who Knows) hod. SK Widzów. Fot. Tomasz Celmer.

Uwagę zwracają bardzo poważne osiągnięcia najmłodszego stażem, wielce utalentowanego, byłego doskonałego dżokeja Piotra Piątkowskiego. Jego markowe sukcesy to zwycięstwa w Wiosennej, Iwna, Wielkiej Warszawskiej, Białki i Sambora.

Na zdjęciu: Dżokej Marek Nowakowski i trener Sławomir Walotek podczas rundy honorowej prowadzą dwuletniego ogiera Simson (Graf – Simona po Beauvallon) hod. SK Kozienice po zwycięstwie w Nagrodzie Ministra Rolnictwa w sezonie 1997.

Wśród dżokei błyskotliwe postępy w ekspresowym tempie czyni wielokrotny już czempion i dżokej roku, bardzo dobry technicznie, waleczny Szczepan Mazur, któremu śmiało można wróżyć wielką karierę. Pozytywną uwagę zwrócił na siebie uzdolniony, o wzorowych manierach Kamil Grzybowski.

Na zdjęciu: Dżokej Szczepan Mazur po jednym ze świetnych zwycięstw na ogierze Magnetic (Roulette – Magia po Zafonium) hod. SK Moszna w sezonie 2018. Fot. Monika Metza-Jodłowska.

Przez lata bardzo silną pozycję wyrobili sobie jeźdźcy z innych krajów, osiągając wspaniałe rezultaty. Część z nich osiedliła się w Polsce, założyła rodziny i szybko się zasymilowała, dobrze mówiąc po polsku. Początki sięgają 1963 roku. Z czteroosobowej grupy rumuńskich dżokei z powodzeniem zaprezentował swoje doskonałe umiejętności Vasile Hutuleac, który doprowadził do sukcesów m.in. Daglezję w Derby i Wielkiej Warszawskiej, Dracediona w Prezesa Rady Ministrów, Marsali w Liry (Oaks), Ataraxa w Mokotowskiej, Erotyka i Trabanta w St.Leger, czy dwukrotnie Erotyka w Wielkiej Warszawskiej. Vasile Hutuleac aż do śmierci cieszył się wielkim szacunkiem i uznaniem całego środowiska wyścigowego, jak i publiczności. Później przybyli inni i w mniejszym lub większym stopniu osiągnęli bądź osiągają znaczące sukcesy w roli jeźdźców i trenerów.

Na zdjęciu: Trener Leon Chatizow i dżokej Vasile Hutuleac z ogierem Trabant (Negresco – Tartaria po Turysta) hod. SK Golejewko – zwycięzcy Derby 1967 roku. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Dżokej Rumen Ganczew-Panczew (33 lata w Polsce) – autor m.in. sukcesów Country Cluba w Derby, Upsali w Rulera, Wielkiej Warszawskiej, Liry (Oaks), Terencji w Wiosennej, czy Kishana dwa razy z rzędu w Nagrodzie Europy dla koni czystej krwi. Emil Zahariev – również Bułgar i również 33 lata w Polsce – z którego nazwiskiem kojarzy się takie konie, jak Kombinacja (dosiadana przez niego świetna klacz wygrała m.in. Derby, Oaks, St.Leger i Wielką Warszawską), Trebia (Wiosenna), Nikus (Jaroszówki, Memoriał Fryderyka Jurjewicza), czy Emiliano Zapata (Rulera, Mosznej).

Na zdjęciu: Ogier Jarmił (Special Power – Jawnuta po Skunks) hod. SK Kozienice dosiadany przez dżokeja Emila Zaharieva (nr 2) pokonuje w Nagrodzie Aschabada 2002 Szantę i Jazz Powera (w okularach). Fot. Wojciech Dudzicki.

Następnym bardzo dobrym jeźdźcem i trenerem notującym sukcesy jest Sergey Vasyutov (blisko 25 lat pobytu w Polsce) – zwycięzca m.in. Nagród Prezesa Rady Ministrów na kl.Tulipa, Criterium na og.Conti Power, Sac-a-Papier na kl.Szeroka Polana oraz całej serii fantastycznych osiągnięć na koniach czystej krwi arabskiej, w tym Derby na Ermisie, Sabirze, Piracie, Severusie i Oaks na Sajrze.

Na zdjęciu: Dekoracja ogiera Ruten (USA) (El Prado – Rash po Miswaki) hod.  Robert Spiegel, po zwycięstwie w St. Leger w 2008 roku. Od lewej stoją: Józef Kempa (częściowo zasłonięty) – Przewodniczący Rady Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, Feliks Klimczak – Prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, Grażyna Molska – właścicielka, dżokej Sergey Vasyutov, trenerka Dorota Kałuba i właściciel Wiesław Saniewski. Fot. Tomasz  Celmer.

Już blisko 20 lat pobytu ma za sobą pochodzący z Tatarstanu, niezwykle pracowity, ambitny, o świetnych warunkach fizycznych Anton Turgaev. Zwyciężał on w wielu prestiżowych gonitwach, m. in. w Wielkiej Warszawskiej (Hipoliner), Rulera (Hipoliner, Dżulietto), Prezesa Rady Ministrów (trzy razy Hipoliner), Syreny (4 razy z rzędu Green Maestro), Derby dla koni czystej krwi (Sarah). Rosjanina Victora Popova charakteryzuje spontaniczna radość po zwycięstwach, szczególnie w tak ważnych próbach, jak Wielka Warszawska na Dancing Moon’ie, Prezesa Rady Ministrów na Sakenosie, Ministerstwa Rolnictwa na Kataryniarzu, czy na koniach czystej krwi – w Derby na Don Carlosie i w Oaks na Shannon Queen, a pochodzący z Czech Marek Březina to spokojny i koleżeński dżokej – zwycięzca m.in. Prezesa Rady Ministrów na Marlene, Rulera na Va Banku, czy Ministra Rolnictwa i Mokotowskiej na Pillarze.

Na zdjęciu: Dżokej Aleksander Reznikov po zwycięstwie w Nagrodzie Liry (Oaks) w  2008 roku na klaczy Princess of Leone (Leone – Princess Dancer po Suave Dancer) hodowli Andrzeja Zielińskiego. Fot. Tomasz Celmer.

Wyjątkową pozycję w ciągu ostatnich dwóch dekad zajmuje cieszący się dużą popularnością i uznaniem publiczności Rosjanin Aleksander Reznikov, zwany „Saszą”. Ten niesłychanie odważny, przebojowy i nieustępliwy w walce dżokej w fantastycznym tempie kolekcjonował najważniejsze zwycięstwa. Wygrywał we wszystkich gonitwach pozagrupowych, w niektórych kilkakrotnie, m.in. w Rulera i Ministra Rolnictwa po 5 razy, St.Leger 3 razy, Wiosennej 4 razy, Derby dla koni czystej krwi 5 razy, Nagrodzie Europy 4 razy, czy w Oaks 3 razy. Ale w gwiazdozbiorze sukcesów brak jednego – w Wielkiej Warszawskiej.

Na zdjęciu: Sędzia starter Kazimierz Zaleski. Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Od momentu rozpoczęcia zawodów na Służewcu ogromną rolę odgrywali ludzie drugiego planu – wybitni fachowcy, bez których tor i wyścigi nie mogłyby funkcjonować, m.in. bracia Adolf (popularnie zwany „Dolkiem”) i Stanisław Schuchowie, Maria Szuch, Maria Kowalska, Wacław Bauer, Feliks Przetakiewicz, Stanisław Olędzki, zawsze z chorągiewką Kazimierz Zaleski, Tadeusz Woldan (sędzia na wadze i starter, pracownik totalizatora wyścigowego), Jolanta Lipowicz, Krystyna Molenda, czy pracująca do dziś redaktorka Polskich Ksiąg Stadnych, znakomita specjalistka, ogromnie ceniona przez międzynarodowe gremia Krystyna Karaszewska – przez wiele lat była także komentatorem wyścigowym i prowadziła zapisy do gonitw. Już blisko 35 lat pracownikiem toru jest Krzysztof Wolski, a od dłuższego czasu znakomity, obiektywny handikaper. Swój wielki wkład w utrzymanie toru na wysokim poziomie włożył nieodżałowany gospodarz Krzysztof Chmiel

Już od początku powojennych lat ważną rolę spełniali lekarze weterynarii, na czele z założycielem służewieckiego szpitala koni dr. Anastazym Koskowskim.

Na zdjęciu: Dr Anastazy Koskowski. Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Później przez lata w tym bardzo ważnym ośrodku pracowali m.in. Aleksander Falewicz, Aleksander Kaczyński, Ryszard Tyszkowski, Emil Nawrocki, Janusz Okoński, Włodzimierz Woźniak, czy do dziś Adam Wąsowski i Jan Samsel.

Na zdjęciach: Jerzy Elias w służewieckim szpitalu (fot. „Bomba w górę”) i na stanowisku sędziego startera (fot. Mirosław Iringh).

Wyjątkową postacią w tym środowisku był „felczer” Jerzy Elias – człowiek niezwykle oddany swojej pracy, obowiązkowy, o surowych zasadach i pryncypiach (dla przyjaciół pseudonim „Mieloch”). Znałem go bardzo dobrze, ponieważ parę lat pracowaliśmy razem w szpitalu koni. Był również sędzią na wadze, ale przede wszystkim wyjątkowym sędzią starterem. Później zastąpili go inni, m.in. Włodzimierz Broniszewski (były trener) i pracujący już na tym stanowisku ponad 30 lat energiczny Ryszard Jasiukiewicz. Do dziś z wielkim szacunkiem wspominany jest Kazimierz Górecki, zwany popularnie „Góralem”. Był świetnym jeźdźcem płotowo-przeszkodowym, koniuszym oraz sędzią u wagi – do bólu sprawiedliwym i uczciwym.

Na zdjęciu: Na torze służewieckim Maria Kowalska, Maria Szuchowa, Adolf Schuch, Florian Kwasieborski, Wacław Bauer i Zbigniew Michalczyk. Fot. „125 lat wyścigów konnych”.

Ale wyścigi nie byłyby wyścigami, gdyby nie brały w nich udziału kobiety. To one rozpoczęły potężny przez lata ruch jeźdźców amatorów. Nie tylko z powodzeniem dosiadały koni, ale później niektóre z nich świetnie odnajdywały się w zawodzie trenerskim. Wszystko zaczęło się w 1951 roku. Pionierkami były Krystyna Berson – zwana „Kiką”, Wanda Siniarska, hrabianka Czesława Potocka zwana „Cesią”, Urszula Schweizer czyli „Zula”, która została nawet zaangażowana do filmu „Pościg”. Panie dosiadały dobre konie, jak na przykład Kupona, Balamira, Anarchistę, Baska, czy Ben Cemira, a prasa rozpisywała się o amazonkach.

Na zdjęciu: Małgorzata Łojek - trenerka ogiera Lanos (Special Power – Lubeka po Milione) hod. SK Kozienice i nagrodzeni zwycięzcy Rulera w 2001 roku - hodowca Józef Kempa i dżokej Mirosław Pilich z synkiem Karolem. Fot. „Bomba w górę”.

W miarę upływu czasu coraz więcej kobiet dosiadało koni, m.in. Małgorzata Łojek (z domu Pisarczyk), która prezentowała odwagę i energiczny styl jazdy, a później została trenerem i z powodzeniem kontynuuje ten zawód do dziś. A pośród jej sukcesów jeden jest niezwykły – w 1981 roku wygrała Derby dla koni półkrwi klaczą Bajgara, w 1984 roku Traf wygrał Derby dla koni arabskich (w 1998 zwyciężył też jej Ostragon), a w 2009 pełnej krwi Soros.

Na zdjęciu: Dosiadana przez kandydatkę dżokejską Ewę Pruską Salome (Dakota – Sentencja po Cross) hod. SK Widzów wygrywa Nagrodę Wiosenną w sezonie 1981. Drugie miejsce zajmuje Ibrala pod dż.Mieczysławem Mełnickim (przy bandzie), trzecie finiszująca Noteć (dż. Andrzej Warsztocki), a czwarte Dublerka (w okularach) pod dż. Romanem Madejskim. Dalej Scaevola (siódma), siwa Ostryna (piąta) i pomiędzy nimi Jamaha (szósta). Fot. Darosław Kędzierski.

Pierwszą kobietą dżokejem w 1982 roku została Ewa Wieleżyńska – Pruska, następnie Janina Piwko i zawsze radosna, pełna życia, w której obecności wszyscy czuli się znakomicie – Katarzyna Szymczuk. Wygrała 151 gonitw, w tym Wielką Warszawską na Wolarzu (w 1995 roku) jako jedyna kobieta w historii.

Na zdjęciu: Katarzyna Szymczuk na ogierze Wolarz (Vilnius – Wega po Cross) hod. SK Rzeczna ur. 1992 r.

Ale osobny rozdział to Dorota Kałuba zwana przez dżokei i trenerów „Dorotką”. Nauki jazdy pobierała od świetnych fachowców – dż. Władysława Biesiadzińskiego, tr. dr. Aleksandra Falewicza, dżokeja i trenera Stefana Michalczyka, czy tr. Leona Chatizowa

Na zdjęciu: Dorota Kałuba na koniu Grosseto. Fot. „Bomba w górę”.

Potrafiła wygrać z najlepszymi, w sumie zwyciężyła w około 40 gonitwach. Jednak jej kariera jeździecka nie trwała długo, natomiast dłuższa i oszałamiająca była jej kariera trenerska. Zwyciężyła m.in. 5 razy w Derby (Durand, Limak, Mustafa, Arctic, Ruten), 5 razy w Liry (Daxi, Daghara, Nechemia, Królowa Śniegu, Nebbia), 6 razy w Prezesa Rady Ministrów (Heady Bid, Delano, Tulipa, trzykrotnie 1996-98 Szarlatan), 3 razy w Wielkiej Warszawskiej (Cisów, Arctic, Tulipa) i dodała do tego jeszcze ogromne sukcesy koni czystej krwi: 7 razy Derby (Element, Dalida, Druid, Orgia Fata, Ermis, Celtis, Pirat), 4 razy Oaks (Geneza, Salsa, Orgia Fata, Sajra), czy 3 razy Nagroda Europy (Druid 1997-8 i Savvannah). Dorota Kałuba dokonała jeszcze jednego historycznego wydarzenia. Jako pierwsza, obok Małgorzaty Łojek, wygrała Derby końmi trzech ras – czystej krwi arabskiej, pełnej krwi angielskiej i półkrwi (Arabella). 

Na zdjęciu: Służewiecka publiczność na Wielkiej Warszawskiej w 2010 roku. Fot. Małgorzata Olczak-Karaszewska.

Moja galopada przez wyścigową historię to zaledwie 80 lat. Dla człowieka to kawał życia, dla wyścigów konnych na Służewcu to zaledwie początek niezwykłych dziejów i zdarzeń, które trwać jeszcze będą przez dziesiątki lat, a może dłużej… . I takie życzenia noworoczne na 2020 składam mojemu ukochanemu torowi wyścigowemu, z którym los połączył mnie od bardzo młodych lat.

Na zdjęciu tytułowym: Trybuna środkowa jak to drzewiej bywało – lipiec, rok 1939. Uwagę zwraca nie tylko frekwencja, ale też elegancja ówczesnych bywalców toru służewieckiego. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.