Przypomnieliśmy pierwszego, więc teraz kolej na ostatniego dwukrotnego zwycięzcę Wielkiej Warszawskiej.
Przedstawiamy tekst Pawła Gocłowskiego z „Hodowcy i Jeźdźca” (Rok IX, nr 2 (29) wiosna 2011), który mimo upływu lat, pozostaje wciąż aktualnym głosem w dyskusji o roli i znaczeniu hodowlanym koni pełnej krwi angielskiej.
„W tym sezonie boks czołowego w Stadninie Koni w Janowie Podlaskim zajął syn Dixielanda – 12-letni San Luis (Who Knows/Dakota/Antiquarian/De Corte), którego zalety szeroko opisywałem na łamach „Hodowcy i Jeźdźca” zimą 2008 roku w tekście pt. „Bezcenna pełna krew”. Reklamy nigdy dość, więc przypomnę, że ten późno dojrzewający ogier to koń prawidłowy na spodzie, urodziwy i elegancki, o pięknie osadzonej szyi i ładnej głowie, obdarzony dobrym ruchem, prezentujący zarówno właściwy kaliber, jak i model reproduktora pełnej krwi w hodowli koni sportowych. Znakomita kariera wyścigowa, pod koniec której notował sukcesy także w gonitwach płotowych, kapitalne zdrowie, wyjątkowa odporność i wydolność, świetne przyspieszenie i stamina (uzdolnienia długodystansowe) to niezaprzeczalne atuty, obok których nie sposób przejść obojętnie. Obawy budzić może jedynie charakter San Luisa, bo na wyścigowej bieżni bywał krnąbrny, miewał humory i bezsprzecznie wymagał doświadczonego jeźdźca. Z drugiej jednak strony jego ojciec - Dixieland też miał silną osobowość, co w opinii Jarosława Kocha (hodowcy obu koni) często cechuje wybitne reproduktory. Świetnie się składa, że zdobywca Nagród St. Leger i Prezesa Rady Ministrów, dwukrotny zwycięzca Wielkiej Warszawskiej (w 2005 roku ustanowił w niej rekord toru na 2600m – 2’41.5”) oraz Koń Roku 2005 dostał swoją szansę w hodowli koni sportowych i miejmy nadzieję, że zainteresuje również hodowców koni szlachetnej półkrwi.
W powojennej historii zarówno Dorpat, który wygrał St.Leger w 1953 roku, jak i jego syn Cross (z matki po Aquino) - pierwszy w St.Leger i Wielkiej Warszawskiej w sezonie 1966, dawały utalentowane sportowo potomstwo. Warto podkreślić, że matka Dixielanda (zdeklasował konkurencję w Wielkiej Warszawskiej w 1980 roku, prowadząc od startu) i Dipola (do tytułu Trójkoronowanego „dorzucił” w sezonie 1972 szarfę Wielkiej Warszawskiej) – Dostojna pochodzi z identycznego połączenia krwi (Dorpat x Aquino), co wspomniany już Cross. Ceniony w hodowli koni półkrwi Fordon, który na torze dzielnie wspomagał stajennego kolegę i rówieśnika Dipola, stayerski talent odziedziczył zapewne po ojcu – ogierze Surmacz (na koncie sukcesy w Wielkiej Warszawskiej i trzykrotnie w Prezesa Rady Ministrów). A przykładów na to, że zwycięstwa w najpoważniejszej z porównawczych gonitw sezonu (Wielka Warszawska), w najdłuższym (2800m) z klasycznych pojedynków (St. Leger), czy głównej dystansowej (dawniej 3200m, obecnie 2600m) próbie dla koni starszych roczników (Prezesa Rady Ministrów) były przepustką do udanej kariery stadnej w półkrwi naprawdę nie brakuje. Wystarczy wymienić choćby Kadyksa (St.Leger w 1969 roku – zarówno w Warszawie, jak i w stolicy Austrii), czy Kasjana (St.Leger w Wiedniu i Wielka Warszawska w sezonie 1974). Widać zatem jak na dłoni, że gonitwy najwyższej kategorii spełniały swoje selekcyjne zadanie, wyłaniając najlepsze osobniki, które w stadzie poprawiały pogłowie zarówno w swojej rasie, jak i w hodowli koni sportowych.
Dolew pełnej krwi jest kwestią szeroko i nieustannie dyskutowaną we Francji, Holandii czy Niemczech - krajach wiodących w tej dziedzinie prym. Znana hodowczyni z Normandii Marie-Josephe Schneider uważa, że lepiej wykorzystywać w tym celu klacze, szczególnie te waleczne i dysponujące skutecznym finiszem (a więc przyspieszeniem). Daan Nanning z KWPN, także trener i doradca hodowlany w Stadninie Koni Nad Wigrami ma świadomość, że obecnie wiele skoczków jest zbyt wolnych w rozgrywce. Dlatego też Holendrzy nieustannie wprowadzają konie pełnej krwi do swojej hodowli, choć nie jest to zadanie łatwe, ponieważ rasę tę stworzono do wyścigów konnych, a nie skoków przez przeszkody. Jego kolega z Komisji Kwalifikacyjnej - Wim Versteeg twierdzi, że w KWPN droga dla pełnej krwi jest zawsze otwarta, ale ogier musi pasować do programu hodowlanego. Zadaniem folbluta jest doskonalenie koni sportowych, więc jeśli klaczy brakuje nieco gibkości, sprężystości czy „mocy” albo też wszystkiego po trochu, wtedy ogier pełnej krwi będziepasował idealnie. Jego zdaniem ważny jest także fakt, że folblut pozytywnie wpływa na inteligencję, „ożywiając ciało i umysł”. Z kolei Arie Hamoen (KWPN) uważa, że zarówno wczoraj, jak i dziś konie pełnej krwi są niezbędne w hodowli półkrwi. Reproduktory tej rasy muszą jednak być selekcjonowane pod kątem cech jezdnych oraz zgodnie z celem hodowlanym, bo tak naprawdę niewiele klaczy pasuje pod ogiera pełnej krwi. W jego opinii dolew folbluta powoduje ryzyko pogorszenia eksterieru i jakości ruchu, o czym może świadczyć hodowla niemiecka, w której rzadko folbluty poprawiły predyspozycje do ujeżdżenia, choć należy pamiętać, że populacja tamtejszych klaczy różni się zdecydowanie od holenderskiej.
W dyskusji nie brakuje także głosów, że w przeszłości ogiery pełnej krwi nie spełniły pokładanych w nich nadziei, w efekcie czego wielu hodowców nie jest już zainteresowanych używaniem reproduktorów tej rasy. Cechy, które niosą ze sobą folbluty, nie podlegają dokładnej definicji, a tym bardziej nie można ich zmierzyć ani policzyć, co utrudnia naukowe badania w tej materii. Doświadczenie hodowlane uczy jednak, że aby utrzymać dobry poziom koni ujeżdżeniowych i skokowych regularny dolew pełnej krwi jest po prostu niezbędny.
Zdecydowanym zwolennikiem folbluta jest znany holenderski hodowca Jan Greve: „Od konia sportowego wymaga się siły, elastyczności, sprężystości i wytrzymałości, które niesie ze sobą właśnie pełna krew i bez stałego sięgania po nią, prędzej czy później górę wezmą cechy innych przodków naszych koni, bowiem konie sportowe są produktem krzyżowania”. Twierdzi on też, że używanie starannie wyselekcjonowanych reproduktorów pełnej krwi pomoże zmienić sposób myślenia hodowców, zwłaszcza że raz po raz konie z folblutem w trzecim-czwartym pokoleniu odnoszą spektakularne sukcesy - trzech z czterech finalistów Mistrzostw Świata w Aachen z 2006 roku pochodzi od matek zaawansowanych w krew, a w tym gronie jest świetnie wszystkim znany Shutterfly.
Opinia, że to właśnie dolew pełnej krwi sprawił, że sport jeździecki osiągnął swój dzisiejszy poziom wydaje się wprawdzie bardzo śmiała, ale nie bezpodstawna. W ocenie Greve’go znalezienie właściwego ogiera pełnej krwi nie jest aż tak trudne, a główny nacisk przy wyborze należy kłaść na prawidłowość budowy (szczególnie kończyn i kopyt), kaliber i cechy jezdne (zwłaszcza na łatwość prowadzenia). Ogier powinien być przy tym dostatecznie kalibrowy, dysponować prawidłową techniką skoku i dobrze współpracować z jeźdźcem. Tak zwane serce, czyli waleczność, chęć rywalizacji, do tego szybkość reakcji, giętkość, wytrzymałość i dobry galop zapewni właśnie obecność folbluta w rodowodzie. Kwestie temperamentu czy pobudliwości folblutów tłumaczy Greve zakorzenionymi uprzedzeniami hodowców, którzy często koncentrują się na negatywach. Przecież nie każdy poradzi sobie z wrażliwym, inteligentnym i bystrym wierzchowcem, a znacznie łatwiej winą obarczyć konia niż przyznać się do braku umiejętności. Jako ważny czynnik w promocji ogierów pełnej krwi wskazuje też Greve sposób oceny potomstwa reproduktorów tej rasy. Konie zaawansowane w krew docelowo powinny być podczas kwalifikacji oceniane w odrębnej, „swojej własnej” grupie. Obecnie uniemożliwia to zbyt mała liczba takich koni podczas selekcji, jednak jeśli sędziowie docenią ich zalety, patrząc bardziej „folblucim okiem”, to nie będą one przegrywać w porównaniu z konkurencją o „czarnym papierze”. Automatycznie przyczyni się to także do stopniowego zwiększenia liczby koni zaawansowanych w krew.
Greve podkreśla również, że staranna analiza rodowodu folbluta pozwoli uniknąć niepożądanych cech i co ciekawe nie przekreśla ogierów ze słabą lub żadną karierą wyścigową. Nie oznacza to jednak, że każdy, który nie biegał albo nie był wystarczająco szybki, automatycznie nadaje się do hodowli koni sportowych. Z kolei klacze-matki zaawansowane w krew traktuje jako swego rodzaju etap pośredni. Kojarząc taką klacz z odpowiednim ogierem półkrwi, mam bowiem znacznie większą szansę na sukces w postaci zdolnego skoczka, niż w przypadku klaczy bez dolewu folbluta.
Truizmem jest stwierdzenie, że pełna krew angielska wywarła znaczący wpływ na wszystkie rasy koni wierzchowych, a dzisiejsze Selle Francaise, holsztyny, KWPN, trakeny, hanowery, oldenburgi, BWP, czy francuskie angloaraby zawdzięczają folblutom naprawdę bardzo wiele. Niemniej warto o tym pamiętać i korzystać z cudzych doświadczeń. A dobrym przykładem na to, że także w naszej części Europy rodzą się cenione w hodowli koni sportowych reproduktory pełnej krwi, może być głośny ostatnimi czasy kary Heraldik. Przyszedł on na świat w dawnej Czechosłowacji w 1982 roku i dożył wieku 23 lat, a w jego rodowodzie znajdziemy między innymi inbred 5x5 na ogiera Tourbillon – po mieczu dziadka Aquino i w prostej linii poprzez Tornado – Tiepoletto – Tiepolo – Conor Pass’a i Dixielanda protoplastę San Luisa”.
W internetowej bazie Polskiego Związku Hodowców Koni można znaleźć 18 sztuk potomstwa San Luisa, który zakończył życie w wieku 13 lat - 2 maja 2012 roku. W tej liczbie jest 8 klaczy, z których 6 ma wpis do księgi głównej (małopolskiej, polski koń szlachetny półkrwi lub wielkopolskiej).
Na zdjęciu: San Luis pod dżokejem Piotrem Piątkowskim. Fot. www.koniewyscigowe.pl