19 12 2019

WSPOMNIEŃ CZAR


Przedstawiamy felieton wyścigowy z 1971 roku autorstwa Zdzisława Umińskiego.

Kategoria: W kraju
Napisał: folbluty

JEŹDŹCY – AMATORZY

Świetny pomysł i piękne widowisko. Tak należy ocenić udaną inicjatywę Dyrekcji Państwowych Torów Wyścigów Konnych, otwierającą w ubiegłą niedzielę cykl gonitw przeznaczonych dla jeźdźców – amatorów z udziałem w obrotach totalizatora.

Na start wyszło siedem koni: Cykata, Jenot, Monolit z towarzyszką stajenną Oracją, Navarona, Wilia i Kasjusz, a więc folbluty ostatniej czwartej grupy z wyróżniającymi się z performances Kasjuszem, Monolitem i Jenotem.

Mimo iż większość jeźdźców po raz pierwszy uczestniczyła w wyścigu – start był udany i konie śmiało poszły w dystans. Zaraz „wyrzuciła się” do przodu Oracja, tuż za nią Wilia dosiadana przez panią Kałubę, a na trzecim względnie czwartym miejscu Monolit pod panem Szydlikiem. Konie szły sznurem, a nawet w rozsypce ze sporymi światłami. Na prostą wyprowadziła jeszcze Oracja, którą przy końcu środkowej trybuny zaczęła mijać Wilia, a po bandzie z wielką odwagą i brawurą przedzierał się pan Szydlik na Monolicie. Był moment, że te dwa konie nawiązały walkę, na ostatnich jednak metrach świetnie prowadzona Wilia zyskała wyraźną przewagę, a pani Kałuba wygrywając została nagrodzona frenetycznymi oklaskami. A przyznać trzeba, że bohaterka tego wyścigu świetnie trzymała się w siodle a zademonstrowana przez nią jazda nosiła znamiona prawdziwie wysokiej klasy.

Szkoda może, że Oracja nie oddała bandy Monolitowi nieco wcześniej, gdyż wtedy widowisko byłoby jeszcze bardziej emocjonujące, chociaż wątpię czy pan Szydlik wyszedłby zwycięsko z pojedynku ze świetną amazonką. Za porządek Wilia Monolit płacono 1 : 17, a więc rzeczywiście niemało, chociaż wedle umiejętności jeździeckich zaprezentowanych przez dwójkę amatorów.

Należy przyklasnąć tej inicjatywie przede wszystkim dlatego, że od razu nasuwa się oczywisty materiał porównawczy. I żeby nie być gołosłownym, a także nie wyolbrzymiać sprawy, porównajmy: wyróżniany przeze mnie dż. Hutuleac w trzech kolejnych wyścigach jeździł na Wilii bardzo „lekko” dwukrotnie plasując się na ostatnim miejscu, w niedzielę pani Kałuba wyraźnie dowiodła, że Wilia jest koniem frontowym o nienajgorszych możliwościach galopowania. Nie chcę popaść w przesadę, nie mogę jednak odmówić sobie tego porównania.

Jest wielkim sukcesem Mileny i jej trenera inż. Baniewicza zwycięstwo w Nagrodzie Rzeki Wisły na dystansie 2400 metrów dla 3- i 4-let. klaczy. Ta córka Supra i Missouri zwyciężyła pewnie pod dżokejem Dzięciną na nietypowym dla siebie dystansie, choć tylko o łeb. Wprawdzie Wolina pod fenomenalnym dżokejem Mełnickim na ostatnich 20 metrach spadła na nią jak burza, ale zwycięstwo „wyrwał z ognia” dżokej Dzięcina. Wyraźnie widziałem ostatni jego „posył” – pewny i dynamiczny. Faworyzowana Egeria niosąc 61 kg przeszła wyjątkowo bezbarwnie, nie demonstrując żadnej skutecznej akcji.

Drugą sensację obserwowaliśmy w Nagrodzie Stolicy. Hot favourit Nurzec nie obronił nawet drugiego miejsca. Bardzo pewnie zwyciężyła Czeczma pod dżokejem Sałagajem, odpierając o ¾ długości huraganowy, choć nieco spóźniony atak Doris Day.

Czeczma ma w sobie krew najszybszego przed wojną Skarba, jest córką równie szybkiego Deer Leapa  i klaczy Czeremcha, która również zdobyła Nagrodę Stolicy zwyciężając przed laty klasowego Huberta. Czas gonitwy 1’13” niezły, mógłby być jednak lepszy, gdyby Czeczma gdzieś od połowy prostej była bardziej „przyciskana”.

Na uwagę zasługują liczne zwycięstwa seniora toru, Jana Koniecznego, a jego wygrana na arabie Escudo była przedniej marki i nic dziwnego że spotkała się z oklaskami publiczności. Ten sześćdziesięcioletni dżokej przeżywa jak gdyby druga młodość, walcząc w wielu zdawałoby się beznadziejnych sytuacjach i wychodząc z nich zwycięsko.

Faworyzowany ogier El Paso prowadząc w dystansie, na prostej musiał uznać wyższość pełnoletniego Grabca, syna ongiś świetnej Gastronomii, bezbłędnie przeprowadzonego przez dżokeja Dzięcinę, który rozumiał, że koń niosący 66 kg musi ostrożnie szafować siłami w dystansie rozciągniętym na przestrzeni ponad dwóch kilometrów.

Kończąc ten felieton nie sposób nie wspomnieć o nazbyt „miękkiej” jeździe dżokeja Ziemiańskiego na Szafirze w środę 1 września br. Wiem, że Szafir ma „rorę”, wiem jednak również, jak i przeważająca część publiczności, że nie jest koniem aż tak słabym, jak to wynikało z przebiegu gonitwy. Ta jazda w dystansie po dużym polu i to wychodzenie na drugie, a potem cofanie się na trzecie miejsce nie mogło świadczyć o tym, że dżokej Ziemiański w pełni wyjechał swojego konia.

ZDZISŁAW UMIŃSKI

Zdjęcie tytułowe z 1965 roku, a na innych zdjęciach rezultaty gonitw z „Wiadomości wyścigowych”.